sobota, 10 maja 2008

Gdzie jesteś Amando?





Jeszcze kilka miesięcy temu, jakby mi ktoś powiedział, że Ben Affleck wyreżyserował film, to skwitowałbym to ironicznym uśmiechem, omijając samą produkcję szerokim łukiem. Szczerze zdziwiła mnie więc pozytywna recenzja na Esencji.
Zachęcony nią, przystąpiłem do oglądania filmu z niemałymi nadziejami i... Ben naprawdę mnie nie zawiódł.

W dość podłej dzielnicy Bostonu znika 4-letnia dziewczynka. Po 3 dniach poszukiwań Policja w dalszym ciągu bezradnie rozkłada ręce, rodzina Amandy wynajmuje więc parę młodych prywatnych detektywów, Patricka i Angie (tworzących parę także na co dzień), licząc, że ich znajomość sąsiedztwa (tu się wychowali, chodzili z matką dziecka do szkoły) pomoże uzyskać informacje od osób niechętnych policjantom.

Angie nie chce brnąć w śledztwo, bojąc się, że zmusi ją to do ujrzenia świata, jakiego nie chce znać - szansa na znalezienie Amandy żywej jest znikoma. Wystarczy jednak widok zdjęcia dziewczynki, by zaangażowała się w sprawę całkowicie. Patrick podchodzi do sprawy ambicjonalnie. Młodzieńczy wygląd i mizerną budowę ciała tuszuje tupetem i odwagą, czasem wręcz brawurą. Wkrótce dochodzenie ujawni szereg wątków, które wystawią na próbę i skonfrontują ze sobą postawy moralne bohaterów.

I do czego Cię zaprowadzi niezłomna postawa, Panie Affleck?
Aktorskie spojrzenie znacznie bystrzejsze niż u brata


Affleckowi udała się dość rzadka sztuka - połączył sensowną i zaskakującą intrygę z naprawdę niezłym przesłaniem, kwitując to świetnym otwartym zakończeniem. Całość przyprawił nieczęstym w amerykańskim kinie portretem przeciętnych mieszkańców przeciętnej dzielnicy, gdzie nie ma mowy o pięknych domach i krojonych przez chirurga buźkach wzorem z Gotowych na wszystko.

Gdzie jesteś Amando?
przypomina Rzekę Tajemnic Clinta Eastwooda, oba filmy oparte są zresztą na powieściach tego samego autora. Film Afflecka jest jednak znacznie bardziej kameralny i chyba bliższy rzeczywistości, nie zaryzykowałbym jednak stwierdzenia, że jest lepszy. Czasami czuć, że to reżyserski debiut. Affleck nie zawsze panuje nad tempem filmu, wprowadza niepotrzebne, burzące harmonię retrospekcje, które łopatologicznie mają wytłumaczyć intrygę niezbyt rozgarniętemu widzowi. W drugiej części filmu brakowało mi też dusznego, lepkiego klimatu sączącego się z ekranu przez pierwszą godzinę. Dysponujący świetnym warsztatem Eastwood na takie rzeczy by raczej nie pozwolił.

Oba filmy charakteryzują się świetnym aktorstwem. Choć Ben naraził się pewnie na oskarżenia o nepotyzm powierzając rolę własnemu bratu, to Casey Affleck potwierdził kolejny raz, że aktorem jest nietuzinkowym. Jego talent aktorski przy talencie Bena, to jak porównywanie Plastusia do Pinokia - Casey potrafi zagrać bardzo wiele, Ben to chodzące drewno. Świetnie wypadają też pozostali aktorzy, ze szczególnym wskazaniem Michelle Monaghan w roli Angie, Amy Ryan w roli matki Amandy oraz Morgana Freemana, który zagrał chyba najlepszą rolę od lat.

Podsumowując Gdzie jesteś Amando? to kawał świetnego kina. Ben Affleck zaskoczył chyba wszystkich i naprawdę jest szansa, że w reżyserii dokona tego, na co nie miał szans w aktorstwie. Ma do tego wrodzony talent.

Moja ocena (nieco na wyrost, ale co tam)
9/10

Brak komentarzy: