wtorek, 16 grudnia 2008

Incredible Hulk




Nigdy nie zakumam czemu filmowcy spośród tylu superbohaterów upodobali sobie Hulka. Wielki, zielony, wnerwiony ogr jest czymś tak pociesznym, że naprawdę nie wyobrażam sobie obrazu, w którym przemiana w Hulka nie będzie wyglądać żenująco dziecinnie. Tutaj po prostu nic pomóc nie może.

Twórcy najnowszej ekranizacji tego komiksu zdawali sobie chyba z tego sprawę, postarali się więc wykorzystać wszelkie środki, by ich dzieło jednak jakąś estymę miało. Do roli biednego zmutowanego doktorka zatrudniono więc Edwarda Nortona (oj zaczyna się on na drobne rozmieniać ostatnio), a jego największego antagonistę gra niewiele mniej utalentowany Tim Roth. Długo też zwlekano z momentem pojawienia się bestii w pełnej krasie na ekranie. Najpierw mamy ciekawą scenę z oczu Hulka, a potem dużo czasu na przyjrzenie się Nortonowi. I trzeba przyznać, że film da się bez bólu w tych fragmentach oglądać. Od momentu jednak, kiedy widzimy przepoczwarzenie w zielonego olbrzyma po raz pierwszy, jest już z każdą minutą gorzej i gorzej, aż do dość groteskowej finałowej walki.

O ile w nowym Batmanie czy Iron Manie komiksowa otoczka nadaje filmowi atrakcyjności, tak tu odziera ona film z resztek wartości, zostawiając nas tylko z plastikowymi, zaskakująco sztucznymi efektami specjalnymi. Dzieje się dużo, ale nawet helikopter lecący na tle miasta rzuca się w oczy swoją nienaturalnością, a każde spojrzenie na twarz Hulka przypomina nam wyraźnie, że to tylko daleki krewny Shreka z pomarszczoną wyrazem złości mimiką. Pod względem efektów film tkwi momentami jeszcze w XX wieku. A ponieważ poza nimi niewiele ma do zaoferowania, całość wypada bardzo biednie.

Mimo wysiłków, by Incredible Hulk podążył trendem rosnącego poziomu komiksowych ekranizacji, tak naprawdę nie wyrasta on wiele poza poziom wcześniejszych Spidermanów czy X-Manów, gdzie akcja i efekty miały pierwszeństwo przed całą resztą. Szkoda talentu Nortona na takie filmy (Roth dla odmiany mógł sobie troszkę poszaleć) i w sumie szkoda też czasu, by je oglądać. Nie wątpię jednak, że miłośnicy komiksów będą bardziej przychylni względem Hulka. W końcu wystarczy sprytne końcowe zawiązanie wątku z Iron Manem, by wykupić u nich duży kredyt zaufania.

Moja ocena
4/10

3 komentarze:

MJ pisze...

To jest właśnie powód dla którego ignoranci nie powinni brać się za recenzowanie takich filmów. Nie chce mi się odpowiadać na Twoje dość absurdalne zarzuty, bo widać na kilometr, żeś uprzedzony do komiksów i ich adaptacji - napiszę tylko, że na tę chwilę nie wyobrażam sobie lepszej ekranizacji komiksu z Sałatą w roli głównej. Jeżeli Norton rozmienia się tutaj na drobne, to chciałbym, żeby każdy aktor się tak rozmieniał. Oczywiście nie twierdzę, że to arcydzieło kina, ale w ramach swojej konwencji cholernie daje radę i jest jedną z trzech najlepszych tegorocznych ekranizacji komiksów.

p.s. Ziomek - Ty wiesz co w ogóle recenzujesz? 'Hulk' miał premierę 5 lat temu i grał w nim Bana, Twoja szanowna "recenzja" dotyczy 'Incredible Hulk'. Ehh... ;>

BLeszczynski pisze...

1. Dzięki za zwrócenie uwagi z tytułem - poprawione.

2. Mi się z kolei nie chce wielce polemizować, ale ja oceniam film jako całość. To, że nie jestem wielkim fanem komiksów o super herosach nie przeszkadzało mi dać DK 9/10 a Iron Manowi 7/10. Oceniam film jako film, w odniesieniu do całej reszty. A Hulk zarówno jako film, jak i nawet w porównaniu z powyższymi to przyozdobiona kupa i tyle. Jestem może ignorantem, ale wydaje mi się, że patrzę obiektywniej niż Ty przez swoje okulary fanboja ;)

Tak, Norton rozmienia się na drobne i nie tylko o Hulka mi chodziło. Jak oglądałeś American History X to sam widziałeś jak niewiele jego talentu zostało tu wykorzystane.

Choć pewnie się zgodzę, że to jedna z trzech najlepszych tegorocznych ekranizacji komiksów;)

Marcin Łuczak pisze...

Jestem fanem wizji Anga Lee i z rezerwą podchodziłem do nowego filmu o Hulku. Po jego obejrzeniu mam mieszane uczucia.

Po pierwsze, zmieniony origin w stosunku do pierwowzoru komiksowego i filmowego przy początku filmu sugerującym kontynuację pierwszego filmu wygląda dziwnie i nielogicznie. Rozumiem podejście Leszcza, że nasza sałata marvela wygląda groteskowo, ale to taka konwencja z którą trzeba się pogodzić, decydując się na obejrzenie tego filmu. I nic dziwnego, że hollywood wzięło się za Hulka - w końcu to pierwsza liga z Marvela, a jego historia jest ciekawa. Ale fakt - mogli ją przedstawić lepiej, hulka ukazując rzadziej i subtelniej.

Norton i Roth na pewno mogli zagrać lepiej - oczywiście, pewien poziom trzymają, ale na pewno potrafią lepiej.

A Spider-mana i X-men będę bronił - co jak co, ale przeniesienie na srebrny ekran tych komiksów wyszło bardzo dobrze i nie można powiedzieć, że to efekty są na pierwszym planie. Akcja owszem, ale o fabule nie zapomniano. W końcu uczynienie rasizmu głównym wątkiem x-men na pewno nie można nazwac pójściem na łatwiznę i skoncentrowaniu się na F/X.

Po prostu taka jest natura tych komiksów :)