piątek, 18 lipca 2008

The Happening / Zdarzenie




M. Night Shyamalan - pochodzący z Indii scenarzysta i reżyser, którego nazwisko zostało rozsławione w całym filmowym świecie za sprawą oszałamiającego sukcesu Szóstego zmysłu. Gęsty, tajemniczy klimat i zaskakujący twist na końcu - ta prosta w sumie recepta przyniosła Shyamalanowi taki rozgłos, że stał się wręcz jej niewolnikiem. Próbując powtórzyć sukces hitu z Brucem Willis'em, powielał wspomniany schemat jeszcze kilkukrotnie, coraz mocniej przekładając atmosferę opowiadanej historii nad jej logikę (czego symptomy widać było już w Szóstym zmyśle). Efekty nie zachwycały, ale mimo wszystko wyróżniały się na tle innych rozrywkowych produkcji. Z takimi mniej więcej oczekiwaniami podchodziłem do Zdarzenia, którego trailery dawały nadzieję na naprawdę przyzwoitą półtoragodzinną rozrywkę.

Zwyczajne popołudnie w zatłoczonym Central Parku. Nagle część osób zamiera w bezruchu, by po chwili, mamrocząc głupoty, wyszukiwać najprostszej drogi do odebrania sobie życia. Fala masowych, spontanicznych samobójstw zaczyna ogarniać Wschodnie Wybrzeże. Po pierwszych doniesieniach o ataku terrorystycznym naukowcy zaczynają dochodzić do wniosku, że toksyny pojawiające się w powietrzu są naturalnym produktem roślin, które najwyraźniej uparły się, że wymiotą człowieka z powierzchni ziemi, zanim ten wytnie resztkę amazońskiej dżungli.

W centrum "zaatakowanego" regionu walczy o przetrwanie grupa ludzi, na czele z bohaterami - Elliotem (Mark Wahlberg) i Almą (Zooey Deschanel) Moore'ami oraz kilkuletnią córką ich przyjaciela, którą musieli się zaopiekować. Shyamalan pokazuje zdecydowaną większość wydarzeń z perspektywy tej trójki, świadomie naśladując tutaj sposób narracji udanie wykorzystany przez Spielberga w Wojnie Światów. Tam jednak Tom Cruise zagrał bardzo przyzwoicie, a Dakota Fanning wręcz koncertowo. W Zdarzeniu tymczasem poziom aktorstwa jest tak koszmarny, że momentami serio zastanawiałem się (właściwie to zastanawiam się w dalszym ciągu), czy to nie celowy zabieg mający nawiązywać do wątpliwych osiągnięć na tym polu filmów sci-fi z przełomu lat 50. i 60., tworzonych przez Eda Wooda i jemu podobnych "artystów". Miny prezentowane przez Wahlberga w scenach dramatycznych, groteskowa mimika jego filmowej żony, w połączeniu z potwornymi dialogami wzbudzają ogólną wesołość, a postaci poboczne są tak karykaturalne, że opowiadanej historii w żaden sposób nie da się wziąć serio.


Takie minki oglądamy przez 80% filmu

Średnio współgra to z mozolnie budowanym od pierwszej sceny filmu klimatem. Shyamalan doświadczenie ma jednak w tym względzie olbrzymie i w sumie nie zawodzi. Napięcie stale rośnie i jest największą, jeśli nie jedyną, zaletą Zdarzenia. Dzięki niemu film ogląda sie gładko, a 90 minut mija bardzo szybko. Można więc powiedzieć, że otrzymałem dokładnie to czego oczekiwałem - niewymuszoną, w miarę emocjonującą rozrywkę. Szkoda tylko, że reżyser, który do tej pory unikał podszywania swoich filmów jakimiś wielkimi ideami, teraz na siłę próbuje wcisnąć przestrogę przed dalszą eksploatacją środowiska. Szczytne to, ale w tak łopatologicznej i napuszonej formie może dotrzeć co najwyżej do przedszkolaka, a dorosłego widza najzwyczajniej w świecie drażni.

Podsumowując, Zdarzenie można obejrzeć, szczególnie nie męczy, momentami nawet w niezamierzony (chyba) sposób wywołuje szczery śmiech. Jako wieczorna rozrywka sprawdza się nieźle. Ci jednak, którzy darzą Shyamalana szczególną estymą i wiążą z tym filmem duże nadzieje, będą mocno zawiedzeni. Widać, że powoli reżyser ten się wypala i przydałaby mu się zmiana konwencji, lub przynajmniej skupienie się jedynie na reżyserii, scenariusz powierzając lepszemu specjaliście.

Moja ocena:
6+/10

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

To the author of this blog,I appreciate your effort in this topic.

Anonimowy pisze...

Nice blog. Thats all.