wtorek, 13 stycznia 2009

Niezapomniane chwile w grach

W sumie dość przypadkowo trafiłem na całkiem stary już tekst na GameCornerze - Dlaczego kocham gry - 7 niezapomnianych chwil. No i tak mnie wzięło na wspominajki. W sumie czemu by nie zrobić własnej listy niezapomnianych chwil?:)

Trochę już lat na karku mam, przez co nazbierało się wiele wspomnień. Listę ograniczałem jak mogłem - wyszło naprawdę sporo pozycji, ale o poniższych po prostu wspomnieć musiałem. Kolejność w sumie dowolna, choć w zamyśle chronologiczna (nie tyle czasem powstania gry, co mojego z nią kontaktu). Pomijam pozycje na 8-bitowce, bo tu moja pamięć już zawodzi :)

1. Another World

Wrażenia, jakie robiło intro tej gry w 1991 nie zapomnę nigdy. 10-letni Leszczu siedział na wagarach u kumpla, któremu mamusia sprawiła piękną Amisię CD/TV i rozdziawiał z wrażenia usta za każdym razem, gdy widział ten piękny wektorowy świat. Początek gry - pijawki i czarna bestia - pamiętam, jakbym grał w to wczoraj. Nieśmiertelna klasyka.



2. Street Fighter 2

Gra, która rozpalała emocje dzieciaków, jak mało która w historii. Wydawała się niesamowita. To pierwsza uruchomiona przeze mnie pozycja na upragnionej Amidze 600. Ależ to była frajda walczyć Ryu i kręcić te wszystkie hadoukeny :D Żadna bijatyka później nie wzbudzała we mnie tyle emocji, nawet Mortal Kombat.




3. Sensible Soccer

Rewelacyjna piłka nożna z najlepszym chyba arkadowym stylem grania w historii. Na jej późniejszej wersji Sensible World of Soccer 95/96 spędziłem kilka ładnych lat gry, dochodząc do takiej wprawy, że angielskim 5-ligowcem po kilku sezonach wygrywałem Ligę Mistrzów i mistrzostwo Anglii, po drodze osłabiając jeszcze skład (względem początkowego), by było trudniej:)



4. Cannon Fodder

Jedna z najbardziej miodnych i najzabawniejszych strzelanek w historii. Widok wylatujących w górę ludzików bezcenny, podobnie jak nerwy przy przechodzeniu drugiej części tej gry.








5. Pinball Dreams

Świetny pinball, który zapadł mi jednak w pamięć głównie poprzez chwile spędzone przy tej grze (stół "westernowy") z moim ojcem. Nie pamiętam byśmy się wcześniej czy później bawili równie dobrze ;)








6. Wing Comander

Moja pierwsza oryginalna gra. Klasyczny symulator kosmicznego myśliwca. Ta muzyka, ten rozmach... Przeszedłem z zapartym tchem prawie łamiąc przy tym kilkukrotnie joystick, ciągnięty z całej siły, żeby statek kosmiczny skręcił szybciej :D Muzykę z sali z łóżkami dla załogi, gdzie zapisywało się stan gry, słyszę do dzisiaj:)


7. Turrican 3

Muzykę (zwłaszcza z podwodnego etapu) z tej banalnej w sumie strzelanki pamiętam do dziś. Wówczas absolutna rewelacja.







8. Flashback

Ech to była gra, spadkobierca Another World. Prezent pod choinkę od babci, prosto z giełdy (gra, nie babcia):D Przepiękna animacja i grafika. Napięcie w etapach na obcej planecie przebił potem chyba dopiero Alien vs Predator.






9. Dune 2

Prekursor RTS-ów, gra z niesamowitym klimatem oparta na chyba najlepszej powieści s-f ever. Tę muzykę, widok Devastatorów pożeranych przez sandworma i dźwięk płyt stawianych jako fundamenty pod budowle pamiętam do dziś. Od tamtych czasów nie ruszyłem na dłużej żadnego RTS-a.



10. Settlers

Pierwsza gra, w której wszystko żyło. Godzinami mogłem patrzeć na rosnące łany zboża, koszącego je rolnika, proces pieczenia z nich chleba itd. Gra do podziwiania. Uspokajało to niczym patrzenie na rybki w akwarium.





11. Lure of the Temptress

Chyba pierwsza porządna przygodówka, którą przeszedłem w całości. Reklamowana jako objawienie ze względu na prawdziwe AI bohaterów postronnych (sic!), które w praktyce ograniczało się do tego, że potrafili poruszać się między lokacjami. Gra totalnie liniowa, wymagająca wykonania wszystkich niemal czynności w określonej kolejności. Mocno przez to utknąłem i musiałem posiłkować się solucją. Mimo wszystko z jej przejścia byłem bardzo dumny :)


12. SuperFrog

Kultowa platformówka z zapierdalającą niczym odrzutowiec żabą. Produkcja Team 17 u szczytu formy. Rozkład niektórych etapów znam na pamięć.






13. Syndicate

Absolutny klasyk - rewelacyjny misz-masz wielu gatunków osadzony w świecie wyciągniętym niemal prosto z Blade Runnera. Nie wiem czemu, ale nie przypominam sobie bym próbował dłużej w nią grać bez cheatu na kasę... Pamiętam jakiś wywiad z Peterem Molyneux, który twierdził, że specjalnie usztuczniano dźwięk palących się ludzi, bo ten pierwotnie nagrany na potrzeby gry był zbyt realistyczny. Tak, wtedy ta gra porażała realizmem - przechodnie, samochody, żywe niemal miasta. Każdą z 50 bodaj misji przechodziłem po kilkanaście razy. Najbardziej zapadła mi w pamięć ta z Colorado, gdzie mieliśmy do dyspozycji ze 150 gapiów oglądających konwój aut z ważnymi osobistościami. Fajna jatka była :)


14. Alien Breed: Tower Assault

Gra na którą wydałem chyba wszystkie pieniądze zabrane na jedną ze szkolnych wycieczek. Kosztowała naprawdę sporo, więc moja rozpacz, gdy okazało się, że jedna z dyskietek jest uszkodzona, była olbrzymia. Nigdy nie odważyłem się jej wysłać do dystrybutora, a pudełko po niej leży gdzieś jeszcze w domu rodziców. Potem do tej kultowej strzelanki powróciłem już na pececie, ale było już na nią zdecydowanie za późno - Doom i Duke Nukem czekali ;)





15. The Manager

Marny i niesamowicie wolny w działaniu manager piłkarski, który pochłonął mnie na całe tygodnie. Wizualizacja meczów polegała na powtarzaniu kilku sytuacji, z których każda miała dwa warianty - strzeli/nie strzeli. Ileż ja na tym paznokci zjadłem próbując wykombinować co zrobić, by statsy zawodnikom nie spadały. Ale dzięki takiej zaprawie późniejsze Champinship Managery i Football Managery były dla mnie bułką z masłem.



16. Lotus III

Jedna z bardziej popularnych ścigałek na amigę (zawsze wolałem Jaguara XJ220 - to taka gra też) o bardzo dziwnym modelu jazdy. Takiej frustracji jaką wywoływały u mnie kolejne, totalnie beznadziejne próby ukończenia wyścigu w górach często w grach nie czułem - już za to tylko należy jej się uznanie. Wszystkie inne trasy przechodziłem z zamkniętymi oczami, tej jednej cholery nie mogłem.


17. Eye of the Beholder
Mój pierwszy prawdziwy RPG. Nigdy go nie ukończyłem, ale wrażenie jakie zrobiły na 12-latku te puste labirynty lochów pozostały do dzisiaj. Podobnie jak uwielbienie do role-play'i, choć niekoniecznie tych dungeonowatowych.





18. Hired Guns

Niesamowita gra, o bardzo ciężkim klimacie. Grając po zmroku naprawdę można było się ostro zestresować. Także nigdy nie ukończona, bo pirackie wersje posiadały nieprzyjemne zabezpieczenie, które wyskakiwało w pewnym momencie rozgrywki - trzeba było wpisać masę jakiejś gwiazdy, info na ten temat oczywiście w instrukcji, a instrukcji niet. Mimo tego, że wiedziałem, że jej nie ukończę, to grałem w to cholerstwo namiętnie.


19. Fallout 2

I zaczynamy okres pecetowy, jedną z najlepszych (jak nie najlepszą) gier w historii. Sugestywny postnuklearny świat, w którym każdy walczy o przetrwanie, niesamowicie dorosła wymowa, inteligentne dialogi i daleko posunięta nieliniowość - czego chcieć więcej? Do tego świetny model rozwoju postaci i ta otoczka retrofuturyzmu...

Drugą część przeszedłem nie widząc na oczy rok młodszego protoplasty. Przeżycie daleko bardziej intensywne niż najlepszy nawet film. Brak doświadczenia sprawił, iż stworzyłem postać o bardzo niskiej zręczności, a oparta na niej walka byłą dla mnie prawdziwą udręką. Do dziś pamiętam finałową potyczkę, z którą męczyłem się okropnie. Za te męczarnie odwdzięczyłem się Frankowi Horriganowi wielokrotnie, w tym raz zabijając go nawet w 1. turze (co jest nie lada wyczynem). Tak - Fallouta 2 ukończyłem kilka razy i ostatnio ponownie wrócił na ekrany mojego kompa, tym razem poszerzony o masę nowości dzięki modowi Restoration Project.

Zdecydowanie gra mojego życia :P Kocham wszystko co z Falloutem związane (soundtracku słucham do dziś), oprócz Fallouta 3 i Fallouta Tactics, które są wynaturzeniem serii.


20. Fallout

Pierwszą część Fallouta łyknąłem w ciągu jednego dnia, po tym jak ukończyłem F2. Głosu Mastera zapomnieć się nie da ("Join. Die"). Czy dziś może jakaś gra zapewnić takie przeżycia? Na rozpisce znalazł się ponownie jakieś 2 lata temu - Fallouty się nie starzeją i za każdym razem bawią równie dobrze.







21. Baldur's Gate 2

Pamiętam jak kiedyś włączyłem to, żeby sprawdzić jak wygląda - potem przez 2 tygodnie nie wychodziłem z domu :) Wszystko w tej grze lubię. Prawdziwy RPG, którego do dziś w klimatach fantasy nic nie pobiło. Ostatni, w którym walki miały prawdziwy taktyczny wymiar. Pokonanie smoka Firkraaga na wczesnym levelu, czy finałowa walka w Tronie Bhaala to jedna z najlepiej pamiętanych przeze mnie potyczek. Prawdziwa poezja, aż mnie znowu chcica na zainstalowanie Baldurka wzięła:)


22. Jagged Alliance 2

Nigdy przeze mnie nieukończony taktyczny shooter, choć spędziłem przy nim wiele wieczorów. Do dziś chyba nie powstało w tym gatunku nic lepszego (może ruski spadkobierca JA o zerżniętym z Hired Guns tytule wart jest uwagi? Grał ktoś?). Jedna z niewielu gier, w której można było poruszać się Polakiem o wiele mówiącej ksywce Steroid ;) Ależ on fragów mi natrzepał.


23. Quake 2

Quake 2 to dla mnie całe dziesiątki godzin spędzonych w kafejce internetowej (pozdro dla Szopy, Heńka i ówczesnej kafejkowej ekipy ;)), wydany majątek i dojście do całkiem niezłej wprawy. Pierwszy multi w jaki grałem na poważnie i przez wiele lat ostatni - aż do czasu pojawienia się Call of Duty 4.



24. GTA: Vice City
GTA III mnie gdzieś ominęło (grałem trochę u znajomych). Vice City to już była wkrętka na całego. Koszmarnego celowania, luzu i rewelacyjnego, tandetnego klimatu rodem z Policjantów z Miami się nie zapomina. Najfajniejsza chwila: przejście wyścigu, za który nagrodą był bodaj niezły klub nocny (nazwa misji - The Driver). Misja przez wielu uważana za nie do przejścia. Satysfakcja była wielka :)







25. Mafia

Gra cudo. Czeskim twórcom udało się przenieść na monitory komputerów świat jakiego tam jeszcze nie było - czasy prohibicji, z całą ich otoczką: cudowne samochody, stroje, muzyka. Fabuły nie powstydziłby się niejeden naśladowca Puzo. Jedna z najlepszych gier jakie powstały. Mam nadzieję, że wychodząca w tym roku Mafia 2 spełni lata oczekiwań na przynajmniej coś równie dobrego.



26. Arcanum

Niedoceniany i nieco momentami niedorobiony Role-Play twórców Fallouta z jednymi z najlepszych questów i masą odważnych pomysłów (udźwiękowienie gry za pomocą muzyki poważnej). To naprawdę oryginalny przedstawiciel tego gatunku, osadzona w steampunkowym świecie.



27. Thief 3

Rewelacyjna skradanka, gdzie bycie niewidocznym to często naprawdę jedyna droga do sukcesu. Etap w szpitalu dla umysłowo chorych wspominam do dziś, mocne przeżycie. Zresztą cała gra jest świetna i żadne Splinter Celle nie mają z nią w skradankowej kategorii szans.



28. Alien versus Predator 2

Jedna z najstraszniejszych gier w jakie grałem (misje człowieka). Słuchawki na uszy, dźwięk detektora ruchu (kto oglądał Aliens wie o co chodzi), ciemne korytarze i niemal palpitacja serca za każdym razem, gdy coś się pojawiało w pobliżu. Brr, świetna gra. Aż szkoda , że się tak zestarzała.







29. Planescape: Torment

To właściwie nie gra, to przeżycie. Jedyna w swoim rodzaju, fabułą zmiatająca wszystko co w kategorii gier powstało. Tu się więcej czyta niż porusza czy walczy, a to co się czyta, warte jest każdej nagrody. Cudowny erpeg, będący właściwie esencją tego, co przez nazwę Role Play Game należy rozumieć. Aż szkoda, że walki, inwentarz i kilka innych rzeczy nie dorównało poziomem sferze scenariuszowej. Ale wówczas mówilibyśmy o grze ideale. Niemniej Bezimienny zawsze będzie moim ulubionym bohaterem.




30. Prince of Persia: Warrior Within

Jak dla mnie najlepsza część Księcia, gdzie skakanie i użynanie głów w akompaniamencie metalowej muzyki to czysta poezja. Ładunek miodności jest tu niesamowity. Nie rozumiem czemu z najnowszego Prince of Persia zrobiono jakiegoś metroseksualnego dupka, który nawet zginąć nie może:( Przepadnijcie casuale!







31. Call of Duty

Nigdy nie skumałem zachwytów nad Medal of Honor: Allied Assault. Dla mnie pierwszą grą, która faktycznie dała mi namiastkę tego jak może się poczuć żołnierz na wojnie był Call of Duty. Początek gry, idziemy samotnie, tradycyjnie łupiąc Niemców. Nagle nad naszymi głowami pojawiają się samoloty, z których skaczą dziesiątki naszych towarzyszy i zaczyna się szturm. Szturm, w którym jesteśmy tylko jednym pośród wielu, nie żadnym superhero, a prawdziwym żołnierzem. Ależ to robiło wówczas wrażenie. Dziś to tylko marnie wyglądająca, zaskryptowana w banalny sposób sieczka.



32. Far Cry

To trzeba było zobaczyć, ta plaża, te drzewa, ta woda i jeszcze te ogromne mapy! Jezu, najpiękniejsza gra jaka powstała, nie wiem, czy kiedykolwiek inna gra swoim wyglądem zrobi na mnie równie wielkie wrażenie (Crysis nie zrobił). Wyprzedzała swoje czasy o jakieś 3 lata i wyglądała olśniewająco nawet w niskich dość detalach. Do tego była super miodna - oprócz rewolucji w grafice, przyniosła jeszcze rewolucję w AI przeciwników wnosząc ją na poziom, któremu nawet przereklamowany Crysis nie dorównał. Dziesiątki doskonałych fanowskich etapów a nawet całych kampanii sprawiły, że Far Cry nie znikał z mojego twardziela przez dobre 4 lata. Jak dla mnie najlepszy FPS w historii.


33. Football Manager (wszystkie części)

Gra opium. Zasysa jak odkurzacz. Jak bym miał wybrać jedną grę ma bezludną wyspę, to byłby właśnie FM. Nic nie smakuje w świecie gier tak, jak robienie z kopciuszka potęgi światowej, nic nie daje większej satysfakcji niż wygranie z Wisłą na wyjeździe z MU. Gra dla maniaków.








34. S.T.A.L.K.E.R.

Cholernie niedorobiona rosyjska produkcje przenosząca nas w rejony Czarnobyla. Ale za ten klimat i liczbę zjeżonych na głowie włosów, gdy przedzierałem się nocą w burzy przez dzikie tereny lub z wyjątkową łatwością generujące poczucie lęku podziemia, Stalkerowi miejsce na tej liście się należy. Polecam.







35. Wiedźmin

Polska produkcja. Ale nie przemawia przeze mnie wcale patriotyzm, gdy piszę, że to zdecydowanie jedna z najlepszych gier w jakie grałem. Choć niepozbawiona wad, to wybory jakich musimy tam dokonać, wykreowanie świata gdzie wszystko różni się co najwyżej odcieniem szarości, a biel i czerń nie istnieją, to prawdziwy majstersztyk. Do tego ta fabuła, coś niesamowitego - nie mogłem dojść do siebie przez wiele minut po zakończeniu gry. Kto nie grał, niech nie grzeszy już więcej i leci do Empika;)




36. Half Life: Episode Two

Wcale wielkim miłośnikiem Half_life'a nie jestem. HL2 jest owszem niezły, ale w starciu ze swoim ówczesnym przeciwnikiem Far Cry'em nie ma szans. HL2: Episode One to już w ogóle odcinanie kuponów, bez pomysłu na poprowadzenie akcji. Z Episode Two miało być podobnie, a wyszedł chyba najbardziej wzruszający FPS w historii. Końcówki i sceny z ojcem Alyx nie zapomnę jeszcze długo. Choć graficznie gra się mocno już posunęła, to w 2007 roku pokonała dla mnie wszystkich konkurentów w gatunku, nawet Bioshock i Crysis.

37. Call of Duty 4

Początkowo mnie odrzuciła. Po przejściu 5-6 etapów machnąłem ręką na tego zaskryptowanego gniota. Potem do niego wróciłem przeżywając jedne z najbardziej intensywnych chwil przed kompem. Zwroty akcji, bomba atomowa i niesamowita końcówka - wszystko to właściwie nie pozwalało uwierzyć, że to tylko gra, a nie wysokobudżetowe kino.

A potem przyszedł czas na multi. No i mnie zassało. Najpierw się dziwiłem, jak to możliwe, że ja, taki wyjadacz, tak słabo sobie radzę (zerowy stosunek fragów do własnych zejść był osiągnięciem). Z czasem było coraz lepiej, aż przyszedł czas, że nieraz jestem dwukrotnie lepszy od drugiego w kolejności gracza i zostałem zaproszony do klanu z własnym serwerem (pozdro dla ekipy |AO|). No i odkąd gram w CoDa na multi, to nie ma czasu na żadne inne gry. Nawet GTA IV przechodzę już miesiąc (polecam).

Podsumowanie:

Nieźle się całość rozrosła. Ale 20 lat grania to kawał życia i trochę się tego nazbierało. Jak ktoś ma ochotę pokomentować - zapraszam, pewnie każdy ma swój zestaw niezapomnianych chwil spędzonych z grami :)

6 komentarzy:

MJ pisze...

Żeś pojechał grubo :>. W nagrodę za trud skomentuję :>. Powiem tak - nie gram wcale, grałem za małolata, ale chyba wyrosłem (aczkolwiek cały czas myślę o konsolce:). Mam swoje kilka gier, które uważam za absolutne klasyki, więc wrzucę tak na szybko to co teraz kojarzę (uprzedzam, że większość żenująca):

6. Pong (miałem oryginalną konsolkę ze specjalnymi kontrolerami tylko pod tę grę - sam miód, jak kuzyni się zjeżdżali to nie wychodziliśmy w pokoju godzinami. Te walki o kontroler - łokieć pod żebra, itp. - bezcenne;)
5. "Jajeczka" (szczyt sowieckiej techniki - 4 możliwe ruchy (a może 6?), grafika (grafika? ROTFL!), tysiące niosek, koszyczek bez dna i zapierdalający bez końca wilk - urzekało i wciągało wszystkich:)
4. Frogger (setki tysięcy przejechanych żab zapadają w pamięć jak cholera - przeklasyczny klasyk
3. Legend of Kyrandia (bodajże pierwsza rasowa przygodówka w jaką grałem - u znajomych na Amidze, doszedłem do 2 levelu chyba, ale poległem bo trzeba było odegrać odpowiednią melodię - znajomi nie mieli głośników, albo ustawić coś w odpowiednich kolorach - znajomi mieli czarno-biały monitor - ciężkie to były czasy;)
2. Kret (polska podróba Tetrisa, trzaskałem w to pod DOS-em dniami i nocami zanim Windows 3.11 pojawił się na moim dysku - zerowa grafika, ale miodność zżerająca 3/4 Twojej listy:P)
1. Final Fantasy VII (oczywiście w wersji na PSX - gra wszechczasów, najlepsza gra ever, mistrzostwo świata, dzieło nad dziełami, opus magnum Square - zdobyłem w niej absolutnie wszystko co się zdobyć dało, potem moje dokonania nagrałem na VHS i pokazywałem wszystkim jaki ze mnie wymiatacz (serio:). A najlepsze jest to, że nigdy nie kręciły mnie RPG-i, a co dopiero jRPG-i, ale ta gra wycięła mi kilkanaście miesięcy z życiorysu - wtedy żyłem, śniłem i myślałem tylko o Cloudzie i jego ekipie - nigdy wcześniej i nigdy później nie powstało coś równie genialnego)

Jak widać - większość gier to epoka pre-Windows + jedna z PSX. PC/Winda i granie na klawierze w bardziej skomplikowane gry zawsze mnie odrzucało. I dobrze w sumie - przynajmniej robiłem w tym czasie jakieś bardziej pożyteczne rzeczy (np. bawiłem się jakimiś wczesnymi dystrybucjami Linuksa;).

BLeszczynski pisze...

Yo m010ch:) Twojego wpisu się tu nie spodziewałem. Myślałem, że za młodu tyś tylko w niebieskie tabelki norton commandera patrzył:)

Odnośnie pongów i froggerów - kiedyś dawno temu stary sprezentował mi Atari 2600, ku mojej rozpaczy bo pojechal po commodorca64. TO Atari to była konsola na kartridże z joyami łamiącymi się po 5 min. Jedyny kartridże jaki miałem to 100 gier - właśnie podróby takich klasyków. Jako że tytuły same w sobie nam nic nie mówiły, a trza się było w tych 100 grach rozeznać, to zrobiliśmy swoją listę tytułów:) Były więc Czołgi, Żaba, Wyścigówki itp, itd.:D Spędziłem przy tym sporo czasu, z zazdrością patrząc jednak na kumpli z C64rżnących w Spy vs Spy czy Microprose Soccer

Co do Final Fantasy - filmiki z VII pamiętam do dziś, olśniewały. Ale nigdy w to nie grałem. Miałem nawet chcice bo swego czasu przeżywałem lekka fascynacje manga/anime, ale szybko mi przeszło i teraz tego nie cierpię:)

Po tym Atari już nigdy nie kupiłem żadnej konsoli i pewnie żadnej już nie kupie. Pewnie że fajnie byłoby mieć xboxa czy ps3, ale gram głównie w RPGi, strategie, managera a tu konsola daje dupy na całego. Pecet pewnie bedzie u mnie stał zawsze.

MJ pisze...

Co do NC - Ty myślisz, że z poziomu czego ja odpalałem te Krety i Frogeery? :>

No i pomimo dość wybujałej wyobraźni nie jestem w stanie wyobrazić sobie Ciebie jako fana mangi/anime :D

BLeszczynski pisze...

Wiesz Czarodziejki z Księżyca, Akira i te sprawy. Efekt świeżości jak weszło do Polski i te śmiesznie przerysowane dziewuszki :) Ale długo to nie trwało ;)

Marcin Łuczak pisze...

Moim pierwszym "sprzętem" był starusieńki C64 z magnetofonem. Pamiętam doskonale gdy podczas wgrywania gry trzeba było wyjść z pokoju lub siedzieć i się nie ruszać. A i tak "Syntax Error" pojawiał się za często. A gry? Gry to przedewszystkim Giana Sisters (wariacja na temat Mario Bros - idzie remake na NDS) i Rick Dangerous (wariacja na temat Indiany Jonesa). Często też rządził Boulder Dash i International Karate.

Nie można też zapominać o pegazusie, czyli bardzo popularnym klonie NES-a. Swego czasu granie na nim w Contrę i Super Mario było wręcz religią.

Wreszcie przyszedł czas PSX'a a wraz z nim świetny Crash Bandicoot, Tekken i wspomniane przez m010cha FFVII, które również calutkie przeszedłem, chociaż niekoniecznie na 100% (pewnie tak na 98%) bo np. weapony pokonałem chyba wszystkie, ale już "Lucky seven" mi się nie udało trafić. A na PC to już tego mało jest - najbardziej chyba pamiętam Unreal Tournament, który przechodziłem kilka razy (ale i tak mój brat wymiata - swego czasu robił boty jak chciał nawet na Godlike. Boty, bo dostępu do sieci szybkie niet), Quake'i i Jedi Knight I i II.

A co do Mangi i Anime, to swego czasu byłem niezłym fanem, ale z biegiem czasu i lat nauczyłem się wybierać co dobre i teraz na mojej półce leży między innymi komplet mangi Akira (19 tomów) i Ghost in the Shell oraz ich wersje anime.

BLeszczynski pisze...

Ło Ricka Dangerousa pamiętam i jeszcze Ghost'n'Goblins było super - jak miałem z 5 lat to czesałem w to na wczasach błagając starych o drobne.

A International Karate było cool - na amidze co prawda głównie w to grałem, ale ubaw był po pachy jak się z kumplem grało.

W Jedi Knighta nie grałem nigdy, choć tytuł kręcił mnie jak cholera. Niestety nie miałem jeszcze PC.