wtorek, 6 stycznia 2009

Burn After Reading / Tajne przez poufne




Bracia Coen potrafią być bez wątpienia genialni. Fargo to ścisła dziesiątka moich najbardziej ulubionych filmów, Big Lebowski wymiata, a Barton Fink (za którym osobiście nie przepadam) przyniósł im Złotą Palę w Cannes. Niestety XXI w. przyniósł dość dramatyczny spadek ich formy. O ile Człowieka, którego nie było dało się z przyjemnością oglądać, to poziom Okrucieństwa nie do przyjęcia, czy Ladykillers był po prostu... nie do przyjęcia ;)

Kiedy spisałem ich już raczej na straty, to w 2007 roku wyskoczyli z doskonałym To nie jest kraj dla starych ludzi. Film zasługiwał na wszelkie nagrody, choć robota Coenów wydała mi się znacznie mniej warta docenienia w momencie przeczytania książki Cormaca McCarthego, której to film jest adaptacją. Książka ta jest niemal gotowym scenariuszem, zaadaptowanym przez braci w skali praktycznie 1:1 (nieco zmieniona końcówka). Niemniej, choć zadanie nie było takie trudne, jak się mi pierwotnie oglądając film wydawało, to obraz ten jest naprawdę świetny.

Rok później Coenowie, wykorzystując ponownie nakręcony hype na ich nazwisko, zaatakowali przewrotną komedią w doskonałej obsadzie - Tajne przez poufne. Oczekiwania były z pewnością mocno podkręcone i nie da się ukryć, że film ich nie spełnia. Klimatem nawiązuje raczej do wymienionych przeze mnie shitów made by Coen brothers plus tempo rodem z Bracie, gdzie jesteś?; na szczęście poziomem znacznie wszystkie je przewyższa. Co prawda do Big Lebowskiego to jeszcze lata świetlne, ale i tak ogląda się toto przyjemnie, wciąga, wkręca i bawi. A że ulatuje z główki godzinę po zakończeniu, to już całkiem inna sprawa.

Pitt, Malkovich, Clooney - każdy z nich ma tu swoje 5 minut i wykorzystuje je na maxa. Frances McDormand (prywatnie żona Joela Coena) po raz kolejny udowodniła swój talent, ale żeby zaraz nominować ją do Złotych Globów to lekka przesada. Gdyby nie oni, film straciłby znaczny procent swojej wartości i pewnie krytycy by go zjedli. A tak dzięki nim jest fajnie, bo wygłupiający się przed kamerą Pitt najzwyczajniej w świecie przyciąga uwagę bardziej, niż gdyby na jego miejscu posadzić anonimowego aktora. Podobny efekt można było zauważyć w Tropic Thunder, gdzie wygibasy Toma Cruisa wzbudzały wesołość głównie dzięki temu, że to był właśnie Tom Cruise.

Oglądać, czy nie oglądać? Oglądać - kupa fajnej zabawy. Choć nadzieje zawiedzione, to w całościowo branym dorobku braci Coen Tajne przez poufne wcale źle nie wypada. A w porównaniu do panujących w kinach komedii to już niemalże arcydzieło ;) Tak więc liczyliśmy na więcej, ale źle nie jest. Można polecić.

Moja ocena:
7,5/10


BTW. Powieśc Cormaca McCarthego To nie jest kraj dla starych ludzi zdecydowonie polecam. Jeszcze bardziej jednak namawiam do przeczytania jego najnowszej powieści - Droga. Jej lektura to zdecydowanie jedno z najintensywniejszych emocjonalnie przeżyć jakich może dostarczyć literatura. Zresztą nagroda Pulitzera mówi tu sama za siebie.

3 komentarze:

Marcin Łuczak pisze...

Udało mi się wczoraj dokończyć "Burn after reading" i mam podobne odczucia - było niezłe, ale Coenów stać na o wiele lepsze filmy.

Nie podobało mi się w tym filmie to, że w zasadzie fabuła jest pozostawiona samej sobie. Na początku zostały zarysowane pewne wątki i koneksje, a potem popatrzono co z tego wyjdzie. Przez ten zabieg fabuła nie zachwyca, a zakończenie jest nijakie.

Według mnie ten film warto obejrzeć dla popisowych ról trzech aktorów Pitta, Clooneya i Malkovicha. Już pierwsza dwójka stworzyła świetne kreacje, ale to Malkovich przechodzi samego siebie. To właśnie dzięki niemu wiadomo, że oglądamy komedię. Tym bardziej, że uśmiecha się on chyba tylko w pierwszej scenie.

PS. Ciekawy artykuł o braciach Coen.

PS2. Chyba jednym z postanowień na 2009 rok będzie nadrobienie niektórych filmów Coenów :)

BLeszczynski pisze...

Tak wiele Coenowie nie nakręcili:)Szybko nadrobisz. No i nierówni są cholernie. Ale kilka filmów jest świetnych. Widziałem 90% jakieś.

A co do BaR - jest dokładnie tak jak piszesz, choć akurat końcówka mi się bardzo podobała. Szef CIA był uroczo beztroski :D Ogólnie obejrzeć warto, zachwycać się czym nie ma.

A artykulik w wolnej chwili na pewno poczytam. Thx:)

Marcin Łuczak pisze...

No właśnie. Miałem też napisać o tym szefie CIA i zapomniałem. To taka wisienka na torcie bo, mimo tego, że J.K. Simmons miał dla swojej postaci tylko kilka minut, swietnie wykorzystał swój czas.