środa, 28 stycznia 2009

Vicky Cristina Barcelona




Woody Allen nieśmiertelnym jest. Od 40 lat niemal co roku raczy nas nowym filmem i choć miewał w karierze spore spadki formy, to mam do niego wyraźną słabość. Ten neurotyczny, przegadany i skrajnie nieatrakcyjny mitoman jest prawdziwym geniuszem kina i chyba najbardziej wyrazistym amerykańskim reżyserem.

Niestety XXI wiek to pasmo rozczarowań Allenem. O ile Anything Else oraz Melinda i Melinda były bardzo solidnymi filmami, tak potem było już tylko gorzej i gorzej. Woody nie dość, że kręcił gnioty (zeszłoroczny Sen Kasandry i wcześniejszy Scoop to prawdziwe dramaty i bynajmniej nie chodzi mi o gatunek ;)), to jeszcze całkowicie zatracił swój styl.
Vicky Cristina Barcelona kontynuuje w sumie ten trend, choć na szczęści efekt jest znacznie lepszy. Dwie młode Amerykanki, Vicky (Rebecca Hall) i Cristina (Scarlett Johansson), mają zamiar spędzić całe lato w słonecznej Barcelonie. Vicky ma wkrótce wyjść za mąż i, jak na odpowiedzialną realistkę przystało, jej myśli zaprzątnięte są bardziej kupnem domu niż faktyczną rozrywką. Cristina to jej przeciwieństwo - niepewna siebie, szukająca emocjonalnych doznań ślicznotka o duszy artystki. Gdy przystojny, bezpośredni Hiszpan (Javier Bardem) zaprasza je na weekend do Oviedo, Cristina zgadza się niemal bez wahania, Vicky oponuje odwołując się do bogatych u niej złóż zdrowego rozsądku, ale w końcu daje się namówić. O efektach pisać nie będę, by uniknąć spoilerów ;) Ale jak to u Allena bywa pełno będzie świntuszenia i prób przewartościowania swoich postaw życiowych.

Filmowi można wystawić dwie różne oceny w zależności od tego, czy oceniamy go na tle największych produkcji Allena, czy też odnosimy do tego, co obecnie można obejrzeć w kinie. W pierwszym przypadku nota będzie co najwyżej średnia. W drugim może być już całkiem wysoka. Ponieważ niełatwo dziś o porządny film Vicky Cristiny Barcelony nie będę szczuł poprzednikami ;) A bez ich brzemienia to naprawdę kawał solidnego komedio-dramatu. Klimat słonecznej Hiszpanii czuć na każdym kroku, aktorstwo jest solidne, dialogi bywają błyskotliwe, a całość ogląda się lekko i z niekłamaną przyjemnością. Ma ten film zdecydowanie swój urok i rozsiewa atmosferę słonecznych, szalonych wakacji, mocno pobudzającą, szczególnie gdy wyjrzy się na szary, zimny świat za oknem.

Brak tu jednak Allena. Choć w dialogach czuć momentami jego rękę, to nie wiedząc kto wyreżyserował film przed seansem, w życiu w jego trakcie bym się tego nie domyślił. Gdzie jego werwa, celność i przenikliwość? Postaci bohaterów, choć na pierwszy rzut oka atrakcyjne, są bardzo kliszowe i nudne. O ile postać grana przez Bardema potrafi zaciekawić (głównie dzięki wybitnie nieszablonowemu związkowi z byłą żoną graną przez Penelope Cruz), tak tytułowe dziewczyny można by opisać dwoma zdaniami. Szczególnie Johansson-Cristina wypada bezbarwnie i można o niej powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że, jak nam próbuje wmówić narrator, jest niezależną myślicielką. Fakt, przyciąga wzrok swoją urodą, wystarczy jednak, że pojawia się Cruz (obiektywnie od Johansson dużo brzydsza) i w momencie Scarlett niemal całkowicie znika z ekranu (choćby i zajmowała pół kadru ;)). Mam dziwne wrażenie, że za kilkanaście lat okaże się, że przez całą karierę Johansson zagrała tylko jedną świetną rolę (Między słowami) i setki co najwyżej poprawnych.

Postaci skomplikowane nie są, podobnie jak i wnioski wypływające z seansu. Ot, standard porządnej komedii. Widać, że Woody ma coraz mniej do powiedzenia i chyba poziom Wnętrz czy Hannah i jej sióstr jest raczej poza jego zasięgiem (a miałem nie porównywać). Niech Was nie zniechęci jednak moje marudzenie, bo film naprawdę jest bardzo przyjemny i sprawia dużo radochy, a że z głowy umyka po 15 minutach... cóż przynajmniej widać, że Woody potrafi jeszcze widza porządnie zabawić, czego po wspomnianych Scoop i Śnie Kasandry pewny nie byłem.

Podsumowując Allen co prawda zamienił Londyn na piękną Barcelonę oraz porzucił wreszcie motyw zbrodni i kary, ale Ci, którzy liczyli na powrót starego dobrego Woody'ego mogą się zawieść. Choć tematyka bliższa klasykom tego reżysera, to ja tęsknię za klimatem Manhattanu i dusznych dyskusji w pełnych papierosowego dymu pokojach.

Moja ocena
7,5/10

11 komentarzy:

Zuzanka pisze...

Papierowa i przeciętna Johanssen mogłaby Penelopie Cruz buty czyścić. Obiektywnie, phi.

BLeszczynski pisze...

Specjalnie tą "obiektywność" tam wcisnąłem, taka mała prowokacja, odnosząca się do samych rysów i budowy twarzy.

Ale serio zachwytów nad Cruz nie rozumiem. Aktorka bez wątpienia świetna, ale czy piękność? Hiszpanka? Si. Ognista? Chyba si. Piękna? No.

Jakby pozbawić ją włosów wiele by nie zostało;) Zresztą w VCB jest taka scena, gdzie widać jej pełny profil.

A Scarlett? Talent ma i to wielki. Problem z nią taki, że po 1. kręci chyba 1 film na miesiąc i starać jej się nie chce, do tego nie ma instynktu przy wyborze roli, po 2. jest jej lepiej bez make-upu niż w oskarowych sukniach - to taka dziewczyna z sąsiedztwa, a nie gwiazda gal.

BTW. Pozwolisz, że wrzucę Twojego bloga do linków?;)

MJ pisze...

Dzięki za reckę. Film leży u mnie na dysku od jakiegoś czasu i coś nie mogę się za niego zabrać, mimo że tak nazwisko Allen, jak i Johansson przyciągają jak magnes (chociaż każde z innych powodów;). Wcześniej czy później zapewne łyknę tę pozycję, ale mi też brakuje starego Allena, tego klimatu i tych jego nieziemskich dialogów (najlepsze zazwyczaj wkładał w usta postaci odgrywanych przez siebie;).

Zuzanka pisze...

Piękna. Si (oczywiście DGCC, wolę ogniste dojrzałe latynoski niż małoletnie bezbarwne blondynki). Scarlett może i talent ma, ale chowa go w kieszeni, bo nie widziałam jeszcze żadnego filmu, w którym by nie zagrała plastikowej buzi. Jest ładna kartonową urodą, bez makijażu jest nijaka i można z niej zrobić wszystko. A Penelopa - i owszem. To nie tylko latino czika.

BTW, wrzucaj ;->

BLeszczynski pisze...

Ileż kobiet, tyleż opinii ;)

Cruz z pewnością jest bardziej wyrazista i przebojowa. Odnoszę też wrażenie, że prywatnie też lekko pieprznięta jest i raczej ciężko z nią wytrzymać ;) No ale wizualnie mi się nie podoba, jej głos irytuje itd. Żeby nie było nieporozumień - Latynoski (choć bardziej te z Meksyku niż Hiszpanii) są git.

A Scarlett też jakoś tam wielce nie olśniewa. Jej urodzie trzeba się przyjrzeć, jest nieco bardziej intymna ;) Ale fakt - brakuje jej czegoś charakternego (ciekawe kiedy do dyskusji włączy się kolega m010ch z jego uwielbieniem SJ :P)

Tak sobie jednak myśle, że do głowy nie przychodzi mi obecnie chyba żadna topowa aktorka, o której mógłbym z czystym sumieniem powiedzieć, że jest piękna. Albo plastiki, albo zrobione przeciętne dziewczyny.

BLeszczynski pisze...

Aha - blog dodany;)

MJ pisze...

> ciekawe kiedy do dyskusji włączy się kolega m010ch z jego uwielbieniem SJ

Uwielbieniem tam zaraz ;>. To, że jestem zakochany w jej coverze 'Falling Down' Waitsa (http://www.lastfm.pl/music/Scarlett+Johansson/_/Falling+Down) i uważam cały album za genialny + widziałem chyba wszystko w czym zagrała, nie znaczy zaraz, że jestem jakimś psycho-fanem. No dobra - może troszkę... ];>

BLeszczynski pisze...

No Panie moloch, toś mnie Pan zaskoczył. Nie wiedziałem, że Scarlett śpiewa. Troszkę fałszuje, ale utworek bardzo fajny, no i te fotki ...:D

Ściągam, obczaje co eto.

MJ pisze...

To wersja live, może dlatego nie wyszło idealnie (a YT usunął wszystkie oryginalne klipy od siebie:/). Ale jej głos i klimat tego kawałka (jak i całej płyty) wynagradza brak warsztatu muzycznego. Osobiście bardzo polecam jej płytę, jednakże zdaje sobie sprawę, że nie każdemu przypadnie do gustu.

A fotki - hmm... faktycznie bardzo... ładne :P

MJ pisze...

BTW - obejrzałem film i zgadzam się z każdym zdaniem recenzji. Film całkiem przyjemny (chociaż bardziej na 1 raz), ale nie czuć tu prawie Allena. To chyba jedyne co można mu zarzucić, bo w swojej konwencji naprawdę daje radę.

BLeszczynski pisze...

Heh, fajnie, że po dłuższej przerwie się zgadzamy cod o jakiegoś filmu ;>

Tak VCB to fajny film, w swojej konwencji naprawdę ok. Tyle, że od Allena zawsze będę wymagał więcej ;) Ale to i tak krok w przód w porównaniu do ostatnich 2 lat.