sobota, 10 maja 2008

Zbrodnia i kara - Sen Kasandry vs Before the Devil Knows You're Dead





Sen Kasandry



Woody Allen chyba się kończy. Jego londyński etap zaczyna być coraz bardziej żenujący. Zafascynowany ostatnio motywem zbrodni i kary reżyser jest wyraźnie zmęczony i nie ma nam kompletnie nic nowego do przekazania. Sen Kasandry jest tak wtórny, że aż ciężko uwierzyć kto stał po drugiej stronie kamery. Co prawda jego nowy film nie jest aż tak słaby jak Scoop, jest jednak o klasę gorszy od chociażby niedawnego Match Point, o największych dziełach mistrza, jak chociażby Wnętrza, Hannah i jej siostry, czy nawet Jej Wysokość Afrodyta nie wspominając.

Bohaterami są bracia - jeden lekkoduch hazardzista Terry (Colin Farrell), drugi, Ian (Ewan McGregor), znacznie bardziej odpowiedzialny, marzący o karierze inwestora, na co dzień zajmować się musi rodzinną restauracją w zastępstwioe schorowanego ojca. Kiedy Terry przegrywa kilkadziesiąt tysięcy funtów w karty, a Ian zakochuje się w dziewczynie, przed którą udaje bogacza, nagle obaj na gwałt potrzebują pieniędzy. Rozwiązanie swoich problemów widzą w majętnym i hojnym wujku. Ten chętnie im pomoże, a jakże, najpierw muszą jednak muszą zlikwidować dla niego niewygodnego współnika, który posiada kompromitujące wujka materiały.

Film dzieli się zasadniczo na dwie części - ukazanie rozterek moralnych bohaterów przed oraz wyrzutów sumienia po zabójstwie. Nie ma tu jednak mowy o jakiejś dokładnej analizie motywów czy emocji bohaterów. Oglądamy po prostu dwie przeciwstawne postawy - Farrell długo ma opory przed dokonaniem takiego czynu, McGregor szybko wyczuwa tu szansę na dostatnie życie. Następnie Farell nie może pogodzić się z tym co zrobił, a McGregor zaczyna myśleć, jak zamknąć usta znajdującemu się w coraz gorszej kondycji psychicznej bratu. Ciężko się z bohaterami utożsamiać, przez co ich los wydaje się widzowi obojętny. Wpływ na to mają na pewno dość poważne dziury w scenariuszu - już sama decyzja o morderstwie wydaje się co najmniej nielogiczna i nieuzasadniona, prościej i mniej ryzykownie byłoby ukraść takie pieniądze.


Farrell pokazuje swoje prawdziwe oblicze

Odbioru filmu nie poprawia także gra aktorska. O ile Farrell radzi sobie nieźle, tak McGregor po raz kolejny potwierdza swój wyjątkowo przeciętny warsztat. Nigdy nie zrozumiem, jak tak pozbawiony wyrazu aktor, grający ciągle w ten sam sposób (czy jest Rycerzem Jedi, czy bezdomnym robotnikiem) osiągnął taki status w akorskim światku. Najlepiej zdecydowanie wypadają sceny z Tomem Wilkinsonem w roli "dobrego" wujka.

Mamy zbrodnię, mamy karę, ale na pewno nie mamy nic, co zostałoby w pamięci na dłużej. Ani jednego wniosku, ani jednej myśli - gdzie ten brawurowy Allen, który czarował widzów psychoanalityczną wnikliwścią, ciętym humorem i wyjątkowym klimatem? Biada, mistrzowi takich dzieł popełniać nie wypada.

Moja ocena
5+/10



Before the Devil Knows You're Dead



Kilka dni po obejrzeniu Snu Kasandry dość przypadko trafiłem na nieznany jeszcze w Polsce film Before the Devil Knows You're Dead. To nowa produkcja Sidneya Lumeta, autora prawdziwych klasyków, jak Serpico czy Pieskie popołudnie. Reżyser to dość wiekowy (84 lata), z dużym zainteresowaniem przystąpiłem więc do seansu, tym bardziej, że film okraszony jest fantastyczną obsadą.

Główna linia scenariusza jest bliżniaczo podobna do filmu Allena. Mamy więc braci Andy'ego (Philip Seymour Hoffman) i Hanka (Ethan Hawke), którzy znaleźli się w finansowym dołku. Pieniędzy potrzebują szybko, Andy wymyśla więc "genialny" plan - obrabują sklep jubilerski rodziców. Andy namawia do skoku młodszego brata, samemu umywając ręce od jego finalizacji. Robota wydaje się banalna. Sklepem zajmuje się starsza pani, a Hank, jako były pracownik, zna jego rozkład jak własną kieszeń. Niby nic prostszego, wystarczy jednak, żeby przestraszony Hank wciągnął do skoku znajomego "profesjonalistę", a sklepem w tym dniu zajmowała się w zastępstwie matka bohaterów i mamy "zbrodnię" gotową. Teraz należy wyczekiwać kary...

Film ma inną konstrukcję niż Sen Kasandry. Lumet rozpoczyna sceną napadu, by następnie ukazywać wydarzenia przed, w trakcie i po nim z perspektywy trzech postaci - Andy'ego, Hanka i ich ojca (Albert Finney). Ma to swoje dobre i złe strony. Pozwala na dokładne przedstawienie bohaterów, ich problemów rodzinnych, motywacji skłaniających do tak radykalnego kroku i późniejszych cierpień. Problem jednak w tym, że reżyser momentami przesadza, jest zbyt drobiazgowy, przez co te same, nawet nieistotne w gruncie rzeczy wydarzenie, oglądamy nieraz z trzech perspektyw, choć już pierwsza z nich pokazała wszystko. Film traci z tego powodu na tempie i miewa "dłużyzny". Zresztą Lumet chyba zdawał sobie z tego sprawę i w końcówce znacznie przyspiesza akcję.

Siłą filmu są znakomite kreacje aktorskie, nadające głębi i tak już nieźle nakreślonym w scenariuszu bohaterom. Hawke gra świetnie, jednak prawdziwą gwiazdą jest tu Seymour. Po obejrzeniu Capote'ego byłem przekonany, że to aktor jednego filmu. Na szczęście Seymour skutecznie wyprowadził mnie z błędu. Pozostali aktorzy (obok Alberta Finney'a występuje tu inna zdobywczyni Oskara - Marisa Tomei) także dają radę.



Buzi? Nie, Seymour już wyrósł z chłopców

Ciekawe, pełnokrwiste, "żywe" charaktery są tym, dla czego warto Before the Devil Knows You're Dead obejrzeć. Pod tym względem film Lumeta przebija Allenowski Sen Kasandry o kilka długości. Choć jest dłuższy i trudniejszy w odbiorze, daje znacznie więcej satysfakcji niż obraz Woody'ego, który kręci chyba już tylko z przyzwyczajenia (1 film na rok, właściwie bez przerw, i tak od 40 lat). Niestety nieco przekombinowana narracja spowodowała, że film ten nie osiągnął całościowo poziomu, na jaki się momentami wspina. Mógł byc bardzo dobry, jest "jedynie" dobry. Polecam.


Moja ocena
7/10

Brak komentarzy: