sobota, 16 sierpnia 2008

Mroczny Rycerz / The Dark Knight




Ostatnimi czasy Hollywood ogarnęło komiksowe szaleństwo. Niemal każda wysokobudżetowa produkcja to ekranizacja przygód tego czy innego suberbohatera. Przyznam się szczerze, że mocno mnie ten trend nudzi i niecierpliwie wyczekuję jego końca. Z komiksów, od przygód amerykańskich herosów zawsze wolałem Thorgala, Yansa czy Funky Kovala, a jeśli już miałbym wskazać ulubioną postać Marvela czy DC Comics, byłby to Punisher, a nie żaden ubrany w rajtuzy mięśniak.

Adaptacji komiksów o suberbohaterach było bez liku, ale tylko Timowi Burtonowi udało się stworzyć dzieła niepowtarzalne, będące czymś więcej niż prostą młócką i feerią efektów specjalnych. Całą resztę filmów można podzielić jedynie na te dające się obejrzeć z przyjemnością (Batman: Początek), na te, których obejrzenie nie wywołuje większego bólu zębów (Transformers) i całą resztę, którą spokojnie wrzucić mógłbym do filmowego kubła z napisem "Strata czasu" (wszelkie Spider-many, Fantastyczne Czwórki itp.). Jak widać Batman w tym towarzystwie trzyma się najlepiej - po dwóch genialnych w swojej klasie filmach (Batman i Batman Returns) przyszedł co prawda upadek na samo dno sprezentowany przez Joela Schumachera, ale Christopher Nolan wydźwignął Mrocznego Rycerza ponownie na szczyty za sprawą naprawdę niezłego filmu z 2005 roku: Batman - Początek. Był sukces, wiadomo, że musi być i sequel. Oczekiwania wobec kontynuacji były olbrzymie, presja spoczywająca na barkach Nolana wielka, a hype nakręcany przez kolejne zwiastuny przejdzie chyba do historii. Do tego nagła śmierć Heatha Ledgera sprawiła, że o produkcji usłyszeli niemal wszyscy. Czy w tym całym zgiełku zostało jeszcze miejsce na film mogący zadowolić widza, który nie dostaje spazmów na widok charakterystycznego znaku nietoperza?

Jedno jest pewne - Nolan miał w głowie kompletną wizję swojego dzieła. Batman - Początek nie był doskonały? Więc wyciągnijmy wnioski, weźmy z niego to co najlepsze, poprawiając każdy kulejący element. Postać Batmana (Christian Bale) nie jest wystarczająco ciekawa, by pociągnąć dwugodzinny film? To wyeksponujmy na pierwszym planie postaci mniej komiksowe i niejednoznaczne - Jokera (Heath Ledger), Gordona (Gary Oldman) i Harvey'a Denta (Aaron Eckhart), samego bohatera spychając tam, gdzie jego miejsce - do cienia. Sceny akcji dalekie były od perfekcji? Poprawmy je więc, ale bez nadmiaru efektów specjalnych - w końcu to mroczny Batman, a nie lunaparkowi X-mani. Mnożyć tak można bez końca. Najważniejszy jest jednak efekt, a ten jest dla mnie jednoznaczny - Nolanowi udało się nakręcić sequel co najmniej dwukrotnie lepszy od dobrego przecież poprzednika, co jest w świecie filmów rzeczą niezwykłą, mającą miejsce raptem kilka razy w historii.

Jako kino rozrywkowe Mroczny Rycerz właściwie jest pozbawiony wad. Bardzo dobre tempo, świetny klimat i doskonali bohaterowie. Kilka scen jest co prawda nieco przegiętych, a bzdurny pomysł z sonarem można było całkowicie odpuścić, bo wręcz takiemu filmowi nie przystoi posiłkować się podobnymi wymysłami, wszystko to jednak można spokojnie wybaczyć i delektować się seansem. Tym zaś, którzy na gumowe kostiumy są wyjątkowo uczuleni i podobne filmy omijają szerokim łukiem, polecam obejrzeć nowego Batmana z jednego względu - Heath Ledger. Wszelkie głosy wynoszące jego rolę pod niebiosa traktowałem z przymrużeniem oka, jako efekt śmierci aktora, który mimo dość znanego nazwiska wielką gwiazdą przecież nie był. Po obejrzeniu filmu bez wahania przyłączam się do grona piewców. Koncert, jaki dał Ledger w Batmanie przejdzie do historii i śmiało mogę powiedzieć, że przewyższa to, co zaprezentował przed niemal dwudziestoma laty Jack Nicholson. Joker Ledgera to bohater z krwi i kości - boimy sie go, podziwiamy, nawet współczujemy. Joker Nicholsona to postać znacznie mniej złożona, świetnie wpisująca się w ramy burtonowskiego świata, rewelacyjnie zagrana, ale pozbawiona głębi. Nigdy nie sądziłem, że w Ledgerze tkwiły takie pokłady aktorskiego geniuszu. Pośmiertny Oscar nie będzie tylko miłym gestem, w pełni na niego zasłużył, ewentualna konkurencja nie ma szans.

Pozostała część obsady także wypada dobrze, szczególnie Gary Oldman i Aaron Eckhart. Brakuje tylko wyrazistej roli kobiecej - Maggie Gyllenhaal jest równie bezbarwna jak Katie Holmes, w żaden sposób widz nie jest w stanie uwierzyć, że dwóch bohaterów jest gotowych poświęcić dla niej życie.

Kiedy oglądałem przed kilkoma laty w kinie Memento, przez głowę przeszła mi myśl, że anonimowy reżyser tego genialnego filmu utonie wkrótce w tłumie nieźle zapowiadających się twórców, którzy po obiecujących debiutach zostali zagarnięci przez wielki wytwórnie, by marnować swój talent na kręcone od szablonu produkcje. Nolanowi jednak się udało, zamiast dać sobie narzucić hollywoodzkie normy, postanowił sam je zmieniać. Po dobrej Bezsenności i świetnym Prestiżu niepowtarzalny klimat swoich filmów wprowadził do kina o suberbohaterach, wynosząc Batmana na poziom niedostępny dla konkurencji. Wszystko to tylko z korzyścią dla widza - niech reszta próbuje do poziomu filmów Nolana równać, a może wieści o kolejnych ekranizacjach komiksów nie będą wywoływać u mnie komentarzy w stylu: "Jezu, następny?".

Moja ocena
9/10

5 komentarzy:

MJ pisze...

O tym filmie napisano już niemal wszystko - ja sam przeprowadziłem także kilka dyskusji i czuje się wypalony ;)

Napiszę tylko tyle - najświeższa recenzja TDK na KMF (rewelacyjną swoją drogą) praktycznie w pełni pokrywa się z moim zdaniem na temat tego filmu:

http://film.org.pl/prace/mroczny_rycerz_v4.html

Jeżeli spojrzy się na to trzeźwo - ten film to żadne arcydzieło. Owszem - najlepszy Batman. Owszem - prawdopodobnie najlepsza ekranizacja komiksu (do czasu Strażników;), ale na pewno nie najlepszy film (czy chociażby 1 z 10 najlepszych). Za dużo tam łopatologii, za dużo głaskania po główce, za dużo "harcerzykowatości". No, a niektóre sceny były tak żenujące, że czułem się jak na kolejnym Spider-Manie (niesławny sonar i równie niesławne dylematy na barkach).

Ja chcę mrocznego Batmana. Batmana polującego w neogotyckim, zadymionym, deszczowym, ciemnym Gotham. Batmana przesiedującego na głowach kamiennych gargulców i brutalnie wypleniającego zło z ciemnych uliczek. Batmana bezlitośnie bijącego po mordach oprychów i Batmana krwawiącego. Do takiego Batmana poproszę Jokera z TDK - obawiam się tylko, że po takiej mieszance wybuchowej wzrosłaby ilość zejść w kinie ;) Klimat Burtona + Joker Nolana = idealna ekranizacja Batmana.

Cholera - a miałem dać tylko linka do recenzji ;)

MJ pisze...

Aha - co do niewiast mam podobne zdanie. Tylko, że Katie H. była chociaż ładna, czego nie można powiedzieć o Maggie G. (ciężko mi uwierzyć, że dwóch najpotęzniejszych ludzi w Gotham może zabiegać o względy tak przeciętnej kobiety - kolejny minus TDK).

Już to gdzieś kiedyś mówiłem - ja chcę Scarlett J.! :> Ona ma to czego brakuje powyższym (oprócz talentu;) - emanuje seksapilem (prawie jak Poison Ivy, tylko bez feromonów;). A Maggie to taki Kopciuszek - nie pasuje do tej bajki.

BLeszczynski pisze...

A pewnie, że żadne arcydzieło, ale po tym wszystkim, co się w klimatach suberbohaterstwa widziało, to i tak jest super. Moja ocena odnosi się stricte do tego gatunku kina i z ogólną 9/10 mojego rankingu filmów nic wspólnego nie ma.

Problem z nowymi batmanami jest taki, że klimat tych burtona pamiętam kilka lat po seansie, a taki Batman - Początek musiałem sobie ostatnio przypomnieć, bo kompletnie zapomniałem o czym był (no wiedziałem, że o batmanie:P).

Mrocznemu Rycerzowi do arcydzieła daleko. Zresztą filmy z natury rozrywkowe, które można by arcydziełem nazwać, dadzą się pewnie zliczyć na palcach jednej ręki (no, niech będzie, że dwóch).

Generalnie dyskutować tu nie ma o czym chyba, co najwyżej, który joker był lepszy, ale to typowo akademickie rozważania. Ja sam, przy całej swojej sympatii dla Nicholsona, wolę wersję Ledgera, ot, kwestia gustu.

Dziwi mnie trochę, że przy ktoś mający wyczucie do tylu świetnych scen (wyjście jokera ze szpitala!), wciska jednocześnie takie bzdury jak sonar. Przydałaby się chyba jakaś artystyczna cenzura filtrująca takie debilizmy :)

A co do Scarlett - ona ma talent! I to spory - vide Między słowami chociażby. Problem w tym, że go rozdrabnia na 15 filmów rocznie, w większości jest źle obsadzona, do tego są to gnioty (Black Dahlia). W takich rolach to nawet Meryl Streep wyglądałaby jak beztalencie.

No i chyba nie powiesz, że Katie Holmes ma talent ;> Czy ja w ogóle dobrze zdanie o tych aktorkach zrozumiałem?

MJ pisze...

Gwoli ścisłości, bo się z Leszczem nie zrozumieliśmy ;) W życiu nie twierdziłem, że Scarlett nie ma talentu - wprost przeciwnie - talent to ona ma IMO ogromny! Być może składnia, jakiej użyłem przy przedstawieniu jej kontrkandydatury do obsadzenia roli, która przypadła Katie/Maggie wskazywała na coś innego (pisałem komentarz dość późno;), to jednak prawda jest jedna. Scarlett rulez i basta! :P

Marcin Łuczak pisze...

Faktycznie, recenzja zupełnie inna niż pozostałe. Pozwoliła mi nieco inaczej spojrzeć na TDK i dosyć skutecznie wyciągnęła mnie z oparów bezstronności charakterystycznej dla każdego fanboja. Ja już swoją recenzję napisałem świeżo po filmie i jak można się było spodziewać jest raczej bezkrytyczna. Wiedziałem, że fascynacja filmem minie, jednak napisałem ją z premedytacją, zostawiając sobie furtkę w postaci informacji o planowanym suplemencie do recenzji po mojej drugiej wizycie w kinie na TDK. A to już mam nadzieję niedługo :)