wtorek, 20 maja 2008

REC




No proszę, dopiero co oglądałem (i recenzowałem) Projekt: Monster, a już w ręce trafił mi kolejny film kręcony techniką à la Blair Witch Project. To jeden z nielicznych przypadków, kiedy przed seansem nie wiedziałem praktycznie nic na temat filmu. Hiszpański horror, ponoć straszny. Ok, gasimy światło, tworzymy nastrój i jedziemy.

Barcelona. Młoda dziennikarka wraz z nierozstającym się z kamerą operatorem mają nakręcić nudny reportaż o pracy strażaków. Kiedy ci zostają wezwani do akcji, reporterka zaciera ręce - może jednak znajdzie się jakiś ciekawy materiał? Wiele na to jednak nie wskazuje. Ot jakaś wiekowa mieszkanka kamienicy przy La Rambli (heh, fajnie jest rozpoznawać na filmach niedawno widziane miejsca :) krzyczy wniebogłosy i straszy sąsiadów. Kiedy jednak ta sama babcia niemal zagryza próbującego ją uspokoić funkcjonariusza, a budynek zostaje otoczony kordonem policji, już wiadomo, że kręcony dokument zwyczajny nie będzie.

Początek jest naprawdę niezły. Atmosfera szybko się zagęszcza i u widza pojawia się rosnący lęk. Pomyślałem nawet, że twórcy Projekt: Monster mogliby brać korepetycję u Hiszpanów, gdy nagle "wyskoczyły" zombie. W tym momencie zakończył się dla mnie horror, a zaczęła typowa dla filmów z zombie ganianka. Ja wiem, że do końca zombie to nie były, jednak dla mnie wszystko, co myśli jedynie o tym, by kogoś pogryźć, do tej kategorii można zaliczyć. A na zombie jestem uczulony i toleruję je właściwie jedynie w filmach z lekkim przymrużeniem oka, jak Świt żywych trupów (choć 28 dni później było ok). Ponoć człowiek najbardziej boi się tego, czego nie widzi. W moim przypadku ta zasada sprawdza się w stu procentach (vide Blair Witch Project) i tylko prawdziwe arcydzieła gatunku, jak Lśnienie Kubricka czy Obcy, potrafiły zrobić na mnie wrażenie, mimo ukazania źródła zagrożenia w pełnej krasie. A Rec zdecydowanie arcydziełem nie jest.

Rec nie jestem jednak horrorem złym. Nie brakuje tu mocnych momentów i kilka razy faktycznie można się przestraszyć, końcówka jest naprawdę niezła, a po seansie pozostaje poczucie niepokoju. Gdyby nie zerwano w pewnym momencie z tajemniczym i gęstym klimatem, na rzecz ganiania się z zombiakami po klatce schodowej oraz zmieniono bardzo irytującą odtwórczynię głównej roli, która samym swoim głosem potrafi zlikwidować napięcie w kilku scenach, to wystawiłbym pewnie wysoką ocenę. Więcej niż 5 w swojej skali niestety dać jednak nie mogę. Uczciwie jednak dodam, że Ci, którym zombie nie przeszkadzają, mogą spokojnie dodać 1 lub 2 punkty.

Moja ocena:
5/10

2 komentarze:

Unknown pisze...

Mam identyczne zdanie o tym filmie oraz dokładnie takie samo podejście do kwestii zombiaków w horrorach:) "Shaun of the Dead" - jak najbardziej, "Dawn of the Dead" - no f'n way:)

Trafiłem na tę stronę jakoś przypadkowo i - po raz pierwszy od nie pamiętam, kiedy - zabawiłem na nowo poznanym blogu dłużej niż kilka minut.

Kawał naprawdę świetnej krytyki filmowej i niemal identyczny z moim gust w omawianej materii sprawiły, że będę tu zaglądał chyba za każdym razem przez wyborem kolejnego seansu na wieczór:)

Pozdrawiam!
& Keep up the good work:)

BLeszczynski pisze...

Dzięki wielkie za pochwały. Cieszę się, że mamy podobne gusta :)

Piszę tak dużo, na ile czas mi pozwala, ale zapału nie brakuje, więc średnio raz na tydzień coś nowego pojawiać się na pewno będzie. Zapraszam więc do czytania i komentowania :)

Pozdrawiam!