wtorek, 22 lipca 2008

Transfer / Rendition




Kiedy w 2001 r. Gavin Hood popełnił potworka w postaci nowej ekranizacji sienkiewiczowskiego W pustyni i w puszczy, mało kto sądził, że kiedykolwiek jeszcze o tym panu usłyszymy. Tymczasem, po czterech latach zawodowej przerwy, jego opowieść o młodocianym przestępcy z johannesburskiej biedoty, którego życie nabiera sensu dzięki opiece nad znalezionym niemowlęciem, zaczęła niespodziewanie podbijać światowe festiwale. Marsz po kolejne statuetki zakończył się na zdobyciu tej najbardziej rozpoznawalnej - Tsotsi został uznany godnym Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. W ten sposób przed Hoodem zostały otwarte drzwi do Hollywood.

Trzeba przyznać, że do pracy zabrał się ambitnie. Zamiast zadowolić się sensacyjnym scenariuszem, postanowił nakręcić film będący kolejnym głosem w światowej dyskusji na temat terroryzmu i sposobów walki z nim - głosem wyważonym i w miarę możliwości obiektywnym. Do tego udało mu sie zabrać naprawdę imponującą obsadę, z Jake'm Gyllenhaalem, Meryl Streep i Reese Witherspoon na czele. Zapowiadało się ciekawie i w sumie dość ciekawie wyszło. Ale po kolei...

W nieokreślonym w sumie do końca arabskim kraju Afryki Północnej dochodzi do zamachu, w którym przypadkowo ginie agent CIA. O współpracę z zamachowcami podejrzany jest egipski naukowiec Anwar El-Ibrahimi (Omar Metwally), od wielu lat mieszkający w Stanach, wracający właśnie z konferencji w RPA do czekającej na niego w Waszyngtonie ciężarnej żony (Reese Witherspoon) i synka. Do rodziny jednak nie dotrze, przechwycony potajemnie po wyjściu z samolotu przez amerykańskie służby, a następnie przerzucony do kraju, w którym miał miejsce zamach. CIA wykorzystało tutaj zapis dopuszczający nadzwyczajny transfer podejrzanych o terroryzm do innych krajów w celu przesłuchania. Powodem takiej praktyki jest głównie możliwość stosowania technik wymuszania zeznań, które oficjalnie na terytorium USA nie miałyby racji bytu.

Film w ładny sposób pokazuje zaostrzający się terroryzm i coraz brutalniejsze metody walki z nim jako samonapędzające się mechanizmy. Agresja jednej ze stron potęguje reakcję drugiej, a wyjścia z sytuacji właściwie nie widać. Każda, nawet na pierwszy rzut oka negatywna postać kieruje się swoimi dobrze uzasadnionymi motywacjami, którym ciężko odmówić racji. Nic nie jest tu czarno-białe, a walka z terroryzmem to nie prosta wojna dobra ze złem, jak próbuje wmówić nomenklatura Busha Juniora. Na tym polu Rendition spisuje się wręcz powyżej oczekiwań, wypadając lepiej niż dość podobna w tematyce Syriana i deklasując przereklamowane Królestwo.

Gorzej Hoodowi wyszło kreowanie wyrazistych bohaterów. Na szczęście zatrudnione gwiazdy nie zawodzą i nadają postaciom nieco charakteru. Lepiej od nich wypada jednak część obsady arabskiej, ze szczególnym wskazaniem Yigala Naora w roli brutalnego i pozbawionego złudzeń szefa miejscowej policji. Generalnie nie było chyba celem reżysera, by postaci były typowymi bohaterami "z krwi i kości" - one mają tu raczej za zadanie przedstawiać różne postawy wobec toczącego się konfliktu świata zachodniego z islamskim i w sumie taki zabieg się udał, nie przynosząc jednocześnie wielkiej szkody napięciu towarzyszącemu opowiadanej historii.

Podsumowując Rendition to dość statyczny dramat polityczny, nastawiony głównie na klimat i mający sporo do powiedzenia. Nie jest to z pewnością dzieło odkrywcze, na tle podobnych filmów wyróżnia się jednak wyraźnie dojrzałością, obiektywizmem oraz unikaniem podniosłych scen. Nic co zostałoby na dłużej w pamięci, ogląda się go jednak z przyjemnością i zachęca do dyskusji. Mimo to świat filmowych krytyków nie był dla niego łaskawy. Choć nie brakowało dość entuzjastycznych recenzji, przeważały te negatywne, nieraz mieszające nawet dzieło Hooda z błotem. Ja jednak pozwolę sobie Rendition polecić, choć z góry ostrzegam, że osoby liczące na szybką rozrywkę nie mają tu czego szukać.


Moja ocena:
7+/10

Brak komentarzy: